Nadchodzi era "Microcampera" :)

Ostatni wakacyjny wyjazd ( Włoska robota ) i przemyślenia które miałem po powrocie do domu, zaowocowały nowym pomysłem. Do tej pory na wyjazdy używaliśmy samochodu, którym na co dzień jeździ Ela. Już przy zakupie Toyoty LC J90 wiadomo było, że będzie to wersja krótka, 3 drzwiowa, by łatwiej manewrować i parkować w mieście. Krótka wersja, nie daje możliwości spania w środku samochodu. Na wyjazdach ratowaliśmy się namiotem dachowym, ale by w nim spać, potrzebny jest albo camping, albo odludne miejsce ( jakoś tak nie mam śmiałości rozkładać dachowca na parkingu ).

I tu przyszło olśnienie. A dlaczego nie spać w samochodzie. Tak się złożyło, że po 12 latach użytkowania firmowej Vectry, przyszedł czas by ją wymienić. Zacząłem szukać samochodu, który będzie spełniał następujące warunki:

- VAT-1 - czyli możliwość odliczenia podatku VAT od zakupu, paliwa i ewentualnych napraw.
- minimum 2 metry po podłodze przestrzeni bagażowej,
- z obu stron przestrzeni bagażowej drzwi przesuwne,
- wystarczą 2 miejsca,
- klimatyzacja, centralny zamek, elektryczne szyby,
- ekonomiczny silnik benzynowy,
- maksymalna długość 4,50 m, a wysokość 1,90, by samochód wszedł do garażu.

Po kilku dniach szukania już myślałem, że nie ma samochodu który spełni te wymagania. Wszystkie standardowe wersje małych van'ów były za krótkie. Przedłużone wersje Citroenów, Renaultów czy Fiata/Opla nie dość że brzydkie, były po prostu za długie. Jeśli miały w środku ponad 2 metry, to samochód miał długość 4,80 m.

Aż w końcu zupełnie przypadkiem, przeglądając ogłoszenia z używanymi samochodami, trafiłem na coś, co nazywa się NISSAN NV-200. Nie dość że spełnia wszystkie postawione przeze mnie warunki, to okazało się, że do końca Sierpnia jest promocja i można kupić w salonie nowy samochód w bardzo atrakcyjnej cenie i na dogodnych warunkach finansowych.

Z tym można nie było tak łatwo, bo jak się okazało,  jedyny NISSAN NV-200 z silnikiem benzynowym w wersji Acenta, jaki był dostępny w Polsce , był w kolorze czerwonym. Realizacja kolejnych zamówień pierwszy kwartał 2014 :( . Na szczęście znalazł się jeszcze jeden "z pod lady", w kolorze szary metalik i po kilku dniach oczekiwania, na naszym podwórku pojawił się nowy samochód firmowy, który jeszcze nie wie co go ze mną czeka ;).




Co najfajniesze, samochód wcale nie jest brzydki. Siedzi się wysoko, dobra widoczność, silnik jest całkiem żwawy, a komputer pokładowy bardzo ułatwia ekonomiczną jazdę. Na razie mój rekord to na trasie Wieluń - Zduńska Wola średnio 6,5 l/100 km ( prędkość 90-100 km/h ).

W środku też sporo miejsca, po podłodze 2,04 m, czyli w końcu mam jak wozić listwy instalacyjne.


Dodatkowe drzwi przesuwne od strony kierowcy bardzo mi ułatwiają życie w pracy, bo nie muszę obchodzić samochodu, by zabrać ze sobą narzędzia potrzebne do pracy.


















Drugie drzwi, te po prawej, też są bardzo przydatne. :)










To tyle o samym samochodzie, teraz czas na meritum, czyli zaczynam dostosowywać samochód do własnych potrzeb. Muszę połączyć pożyteczne z przyjemnym, czyli mieć funkcjonalny samochód do pracy, w którym po pace nie będą mi się walały narzędzia i materiały, a jak tylko czas i możliwości pozwolą, samochód który szybko będę w stanie przemienić w "microcampera", który stanie się naszym domem podczas podróży bliższych i dalszych.

Dzień 1

Na początek zmuszony byłem zdemontować ścianę oddzielającą przestrzeń ładunkową od kabiny kierowcy ( uspokajam Organy Skarbowe, demontaż grodzi jest chwilowy i po wykonaniu zabudowy, ściana wróci na swoje miejsce ). Ponieważ oprócz praktycznych pojemników na narzędzia i materiały, planuję w środku zrobić wygodne miejsce do spania dla dwóch osób, liczy się każdy centymetr ( mam 190 cm wzrostu ) i z zabudową muszę wejść pod gródź. Na szczęście demontaż ściany nie nastręcza wielkich trudności. Trzeba odkręcić kilkanaście śrub, z czego 2 to takie paskudne "niespodzianki", których teoretycznie nie da się odkręcić, bo po przykręceniu w fabryce, zrywany jest trzpień do wkręcania. Nie napiszę jak, ale po dwóch godzinach walki dałem radę ( tak długo walczyłem, bo na początku nie wiedziałem czy mam do czynienia z nitem, czy z jakimś innym wynalazkiem, a nie chciałem nic zarysować czy uszkodzić ). Teraz to dopiero jest dużo miejsca ( nie chciało mi się demontować tego co już zrobiłem i mamy mały falstart, czyli widać już kawałek zabudowy ;) ).


Ścian działowa, jak widać na zdjęciu, składa się ona z dwóch części. Dolną można odkręcić od górnej. Zabudowę robię tak, by zastąpiła dolną część ściany. Górna część będzie zamocowana do oryginalnych otworów montażowych, oryginalnymi śrubami, a na dole zamiast do dolnej blachy, zostanie zamontowana do zrobionej przeze mnie zabudowy. Ściana działowa czeka sobie teraz spokojnie na ponowny montaż. W woreczku dyndają sobie wszystkie śrubki, bym żadnej nie zgubił.


W zasadzie to przed każdą poważną pracą powinno się wykonać projekt. Na razie mam jedynie ogólną koncepcję, która ulega zmianom i modyfikacjom podczas realizacji. Dlatego nigdzie nie podam żadnych wymiarów. Po prostu, na bieżąco mierzę i dopasowuję poszczególne elementy zabudowy do przestrzeni jaką mogę wykorzystać. Koncepcja jest dość prosta, ale narzuciłem sobie bardzo poważne ograniczenia:

- żaden element samochodu nie zostanie przewiercony, przycięty, wygięty czy uszkodzony,
- musi istnieć możliwość szybkiego demontażu zabudowy, jeśli zajdzie taka potrzeba,
- każdy element zabudowy musi być solidnie przytwierdzony do samochodu,
- montaż tylko na oryginalne fabryczne otwory umieszczone w karoserii auta.

Ogólny pomysł na zabudowę wygląda tak:



Na razie, korzystając ze starych zapasów sklejki, udało mi się wykonać kilka elementów zabudowy. Od razu widać, że powstałe bakisty będą bardzo przydatne i dzięki nim łatwiej będzie mi utrzymać porządek w narzędziach i materiałach.

Z prawej strony samochodu, zabudowa tylko częściowo wejdzie w światło drzwi, by można było wchodzić do wnętrza samochodu i wygodnie siadać na materacach,


z lewej strony, zabudowa zasłania całe światło drzwi, bo z tej strony nie będziemy wchodzić.


Oczywiście sklejka zostanie oklejona cienką szarą wykładziną.

Tak jak pisałem wcześniej, do zamocowania zabudowy wykorzystane zostaną oryginalne gwintowane otwory w samochodzie.


Ta szczelina szerokości 1 cm, którą mam nadzieję widać na tym zdjęciu, to miejsce na element, który będzie czołową ścianką zabudowy i pójdzie od przodu do tyłu samochodu. Będzie to również miejsce łączenia sekcji bocznej ( siedzisko i bakisty ) i sekcji przedniej ( siedzisko i bakisty, docelowo miejsce na butlę LPG ). Obie sekcje będą skręcone na śruby. Dzięki temu, zabudowę będę mógł bez problemu, po odkręceniu śrub, wyjmować z samochodu.


Zabudowa jest oczywiście tak dopasowana, by można było bez problemu zamykać drzwi i maksymalnie wykorzystać powierzchnię. Na wierzch zabudowy pójdą gąbkowe materace uszyte na wymiar, które uszczelnią miejsce łączenia drzwi i zabudowy, choć już teraz szczelina po zamknięciu drzwi jest niewielka.



Oczywiście całość od góry zostanie zakryta. Niestety skończyła mi się sklejka i dopóki nie kupię kolejnego arkusza, mam przerwę w pracach.


Dzień 2

Niestety zamówiona sklejka będzie dopiero na środę. Ale do tego czasu nie mam zamiaru siedzieć z założonymi rękami. Zostało mi trochę ścinków, to dokończyłem wręgi do samego tyłu samochodu. Te wąskie kawałki sklejki umocowane na wierzchu i na spodzie, to tylko tymczasowe elementy stabilizujące, by nie rozłaziły mi się wymiary. Po przykręceniu ścinki czołowej zostaną usunięte.































"Dialogi na cztery nagi"


Poniedziałek


- Dzień dobry. Poproszę 2 arkusze sklejki 10 mm wodoodpornej.
- Nie ma. Tylko na zamówienie.
- To ja zamawiam. Kiedy będzie można odebrać ?
- Wtorek po południu, ale bezpieczniej przyjechać w środę rano.
- Dziękuję, do widzenia.

Środa


- Dzień dobry. Przyjechałem po zamówioną sklejkę 10 mm wodoodporną.
- Nie ma.
- Jak to nie ma. Miała być na dzisiaj.
- Nie weszła na samochód.
- Chce Pani powiedzieć, że dwa arkusze sklejki nie zmieściły się na samochód.
- Nie zmieściły się jeszcze blaty i dużo innych rzeczy.
- No dobrze, to kiedy będzie do odbioru zamówiona sklejka.
- Piątek od rana.
- Dziękuję, do widzenia.

Piątek


Godzina 13-ta.

- Dzień dobry. Przyjechałem po zamówioną sklejkę 10 mm wodoodporną.
- Nie ma. Ale już jedzie. Samochód jest pod Pabianicami. Niech Pan zostawi numer telefonu to zadzwonię jak będzie.

Nie pozostało mi nic innego, jak pojechać do domu i czekać na telefon.

Godzina 15.30 - nie wytrzymuję i dzwonię, bo ile można jechać 20 km z Pabianic do Zduńskiej Woli.

- Dzień dobry, czy zamówiona sklejka 10 mm wodoodporna już dojechała.
- Nie ma. Kierowca stoi w korku pod Łaskiem. Ale dziś do 17-tej na pewno będzie.
- A czy przed 17-tą przetniecie mi arkusze tak, bym mógł zapakować je do samochodu.
- Nie, piła pracuje tylko do 16-tej. To może niech pan przyjedzie w sobotę o 8-mej rano.
- Ale w sobotę rano już na pewno będzie sklejka i mi ją potniecie ?
- Tak, może pan spokojnie przyjechać o 8-mej rano.
- Dziękuję, do widzenia.

Sobota - 8 rano


Podjeżdżam pod hurtownię. Brama zamknięta, przed bramą stoją pracownicy. Między nimi Pani która od tygodnia sprzedaje mi sklejkę. Nie zwróciła na mnie uwagi.  Brama się otwiera, ale zaraz po wejściu pracowników zamyka, mimo że już po 8-mej.
Nie ma sprawy, tyle czekałem, to poczekam jeszcze kilka minut.
By czas szybciej leciał, biorę miarkę i jeszcze raz, na wszelki wypadek mierzę wnętrze samochodu, by nie popełnić błędu przy cięciu sklejki w hurtowni. W pewnej chwili podchodzi do mnie młody chłopak, pracownik hurtowni.

- Dzień dobry, pan po tą sklejkę.
- Dzień dobry. Tak, po sklejkę 10 mm wodoodporną.
- Ale wczoraj jej nie przywieźli.
- Kur......a, jak to nie przywieźli !!!
- No nie przywieźli i sklejki nie ma.

Dobrze że informacje o braku sklejki przekazał mi bogu ducha winny Pracownik płci męskiej, to miałem później mniejsze wyrzuty sumienia, że wysłuchał to co wysłuchał.
Na koniec jak ochłonąłem, wszedłem jeszcze do biura i "podziękowałem" Pani za dalszą współpracę.

Tak minął tydzień, jest sobota rano a ja nadal nie mam sklejki. Dobrze, że przypomniałem sobie o jeszcze jednej hurtowni z artykułami stolarskimi, która jest w drugim końcu Zduńskiej Woli.
Podjeżdżam, otwarte.

- Dzień dobry, jest sklejka 10 mm wodoodporna.
- Nie ma. ( po tej odpowiedzi miałem wszystkiego szczerze dosyć ), ale jest zwykła 10 mm.

Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się co robić. Zawsze wszystkie zabudowy robiłem ze sklejki wodoodpornej. Nie wiem jak zachowa się w samochodzie zwykła sklejka. Niby nie będzie narażona bezpośrednio  na wodę, ale może się w samochodzie skraplać para wodna która zawilgoci sklejkę.
Co będzie to będzie. Jestem już tak wykończony kupowaniem sklejki, że biorę to co jest. W końcu buduję "wersję alfa" zabudowy.
I tak oto, w czasach gdy jest nadprodukcja i każdy sprzedawca walczy o pozyskanie klienta, zaledwie po tygodniu udało mi się kupić dwa arkusze sklejki i to nie takiej jaką chciałem.


Dzień 3

Po powrocie do domu, od razu wziąłem się do pracy. Ponieważ wszystkie wręgi przygotowałem wcześniej ze ścinek które miałem, a teraz główne elementy na wymiar przyciąłem w hurtowni, już po pół godziny miałem gotową konstrukcję zabudowy.




Teraz przymiarka do samochodu i z ulgą stwierdzam, że wszystko idealnie pasuje.





























Znalazłem również miejsce, w którym zabudowa zostanie przymocowana do karoserii w tylnej części samochodu. Odkręciłem śrubę mocującą uchwyt podłogowy do mocowania ładunku. Do zabudowy dołożyłem dodatkową poprzeczkę z otworem na śrubę.  Po podłożeniu gumowego dystansu i zastosowaniu dłuższej śruby, uzyskałem solidne mocowanie. Co najważniejsze, nadal nie ingeruję w nadwozie.



Teraz kolejna operacja. Trzeba dopasować i przyciąć blat, który zakryje całą konstrukcję i na którym będą leżeć materace do siedzenia i spania. Niestety boczna ściana samochodu nie jest prosta. Ma sporo różnych przetłoczeń, krzywizn i rantów. By odwzorować te wszystkie wygibasy, zrobiłem sobie prosty przyrząd, złożony z kawałka listewki z dziurką i ołówka.






























Teraz po odpowiednim ustawieniu blatu, mogę przenieść na niego wszelkie krzywizny.






























Kilka cięć wyrzynarką, kilka poprawek i blat już jest na miejscu. Jak widać na miejscu jest również mój osobisty tester, który sprawdza wytrzymałość konstrukcji.



Na koniec Ela stwierdziła, że zrobiłem całkiem fajną trumnę ;). Skrzynka faktycznie fajna, ale ponieważ ma to być również przestrzeń na bagaże, trzeba w blacie wyciąć otwory do poszczególnych komór, które powstały między wręgami.





























Otwory wycinam wyrzynarką. Najpierw cienkim wiertłem robię na linii cięcia kilka otworów bardzo blisko siebie, by po ich połączeniu uzyskać szczelinę, w którą mogę ciasno wprowadzić piłę. Dzięki temu, za jednym cięciem powstaje dziura i wypełniająca ją, idealnie pasująca pokrywa. Trochę zrobiłem za małą średnicę łuków w narożnikach i ciężko było wykręcić, ale dałem radę. Po kilku godzinach zabudowa wyglądała tak.








































Teraz kolejna przymiarka. Dzięki wyciętym dziurom, znowu mam dojście do śrub mocujących, czyli mogę zrobić ostateczną przymiarkę z zamocowaniem zabudowy.





























Teraz pozostało wykombinować sposób na posadowienie pokryw od powstałych bakist. By nie tracić nic na szerokości i długości otworu załadunkowego, pierwotnie wpadłem na pomysł, by pokrywy utrzymywały się tylko na narożnikach. Dociąłem odpowiednie trójkąciki, przykręciłem ...



i znowu mam płaską powierzchnie do siedzenia czy spania.


Od początku miałem obawy, czy sklejka nie będzie się za bardzo uginać, jeśli podparta będzie tylko w narożnikach. Dlatego na próbę zrobiłem tylko jedną bakistę. Niestety moje obawy były uzasadnione. Pod większym naciskiem ( czyli pod naciskiem mojego tyłka ), sklejka wyraźnie się uginała. Tak nie może być. 
Kolejny sposób podparcia pokryw, polega na przymocowaniu od spodu, wzdłuż dłuższych krawędzi, listew na których spoczywać będzie pokrywa. Tracę co prawda 2 centymetry na szerokości wejścia, ale za to nic już się nie ugina. Na wszelki wypadek, oprócz przykręcenia listew kilkoma wkrętami, przed skręceniem smaruje je klejem wikol.



I na tym zakończyłem część konstrukcyjną związaną z wykonaniem głównego modułu zabudowy. Tak wygląda z otwartymi bakistami,



a tak po ich zamknięciu. 



Dzień 4

Dziś kosmetyka na którą wczoraj zabrakło czasu i siły. W ruch poszedł papier ścierny. Oczywiście nie szaleję, bo i tak całość zostanie oklejona wykładziną. Zrobiłem również otwory w deklach, które ułatwię ich otwieranie.


W zasadzie to na tym miałem poprzestać. Właśnie skończyłem główny, największy moduł zabudowy. Ale tak jakoś mi się nie chciało siedzieć bezczynnie w domu. Jako że miałem już wcześniej zrobioną konstrukcję modułu frontowego, to stwierdziłem że dorobię do niego blat. A jak blat to i nowe dwie bakisty trzeba wyciąć.


Ale tu sobie zaszalałem. Jak widać na zdjęciu, bakista z lewej strony nie ma otworu do otwierania, tylko kluczyk z zamkiem. Stwierdziłem, że w samochodzie przyda się taki schowek niespodzianka na cenne rzeczy. Z zamykaniem było trochę zabawy, ale po kilku przymiarkach i próbach, wykombinowałem jak w prosty sposób zrobić zamykanie wygodne w użyciu. Te blaszki z lewej strony wchodzą z jednej strony pod blat, a z drugiej strony pokrywę blokuje zamek. Spód dekla wygląda tak.


Czas na przymiarki i ostateczne złożenie wykonanej do tej pory zabudowy. Najpierw przymocowałem duży moduł, ten do spania i siedzenia. Do niego na śruby zamkowe przykręciłem moduł frontowy, ten który zrobiłem dziś. Drugi koniec zabudowy przedniej, ten od strony drzwi, jest mocowany do karoserii w ten sam sposób co strona lewa zabudowy.




Całość wygląda całkiem fajnie. Najważniejsze, że wszystko pasuje, nic nie obciera, a wszystkie nierówności zostaną niedługo zamaskowane okleiną z wykładziny.



Oczywiście na koniec miałem kontrolę. Sprawdzona została wytrzymałość i funkcjonalność zabudowy. Wykonane zostały pomiary pod zasłonkę oddzielającą kabinę od części mieszkalnej, oraz przedyskutowany dalszy plan i zakres prac ;) .






























Dzień 5

Prace trwają dalej, choć teraz już nie idzie tak szybko, bo dłubię sobie popołudniami, więc w zasadzie to powinien być dzień 5 i 6 i 7 i 8 ..... ;) . Na razie przyjąłem, że tytuły rozdziałów będące kolejnymi dniami, będą oddzielać jakieś tam mniej lub bardziej ważne etapy prac. A ten etap, to klejenie wykładziny na frontową część zabudowy.

Już zapomniałem, jak pracochłonne jest oklejanie tych wszystkich wygibasów i płaszczyzn wykładziną. Nie wiem czy to kwestia kleju, który wiąże dopiero po kilku godzinach, czy braku umiejętności ( pewnie to drugie ), ale szału niestety nie ma. Słabo trzyma wykładzina na rantach, to muszę dawać grubiej kleju. Jak więcej kleju, to przesiąka przez wykładzinę i pozostają takie szare plamy. Jak je próbowałem usunąć, to usunąłem kłaczki z wykładziny i w tych miejscach jest prawie łyso. Na szczęście na wszystkim będą leżeć materace i tak bardzo wnętrze nie będzie oszpecone. Zresztą aż tak tragicznie nie jest jak na zdjęciu. Lampa błyskowa bardzo wydobyła miejsca łączeń na krawędziach i miejsca w których wylazł klej. W świetle dziennym nie jest tak źle.
A.... , najlepszy sposób klejenia, to po przyłożeniu wykładziny do posmarowanej płyty, przyszycie jej gęsto zszywkami tapicerskimi. Jak klej wyschnie wystarczy wyjąć zszywki i wszystko dobrze się trzyma.

No dobra, kawa na ławę. Po przydługim wstępie, z pewną nieśmiałością prezentuję oklejoną przednią część zabudowy.





























Okleiłem również wnętrza bakist. Listwy na których spoczywają pokrywy pomalowałem lakierobejcą w kolorze Vende ( akurat taką znalazłem w domu, pewnie kiedyś coś robiłem i została mała puszka, jest jeszcze Palisander ale stwierdziłem, że za bardzo brązowy i mocno nie pasuje. )





























Wierzch pokryw bakist również okleiłem wykładziną, tą częścią którą wyciąłem podczas robienia otworów. Po nałożeniu dekla prawie nie widać miejsca łączenia. :)





























Spód dekli oczywiście "Ludwik XVI" ;) , czyli lakierobejca w kolorze Vende.





























Dzień 6

Dziś wstęp do elektryki. Każdy prawdziwy camper musi mieć akumulator hotelowy. To z niego zasilane będą wszystkie przydaśki i bajery, czyli lodówka, przetwornica, dodatkowe oświetlenie, pompka wody i co tam jeszcze sobie wymyślę. Ale akumulator hotelowy również wymagać będzie doładowywania. Można stworzyć osobny system ładowania i doładowywać go bateriami słonecznymi, albo podłączyć się przez separator akumulatorów, do akumulatora w samochodzie. Na razie wybrałem ten wariant z uwagi na to, że jest znacznie tańszy i prostszy w realizacji.
Dwa dni temu zakupiłem przewód miedziany 25 mm i specjalny olejoodporny peszel.
Najbardziej bałem się dwóch operacji. Demontażu elementów wystroju wnętrza ( najczęściej przy takiej operacji łamią się zatrzaski ) i przejścia przez gródź do komory silnika ( nie chciałem wiercić otworu ).
Po kilkudziesięciu minutach i dokładnych oględzinach różnych możliwych miejsc, którymi mogłem poprowadzić kabel, udało mi się znaleźć optymalną drogę od akumulatora na prawą stronę paki samochodu.
Najbardziej ucieszyłem się ze znalezienia otworu z gumową zaślepką w grodzi, który wprost stworzony został do tego, bym przeprowadził przez niego kabel. :)


Dalej poszedłem pod lewym progiem, pod fotelem kierowcy do środka i dalej pod fotelem pasażera na prawą stronę samochodu. Teraz wystarczyło już tylko przejść pod progiem prawych drzwi przesuwnych i już zwój kabla jest na miejscu.





























Na zdjęciu widać dwa peszle z kablami. Od akumulatora poprowadziłem tylko + zasilania. Masę wezmę sobie ze śruby, która trzyma to metalowe ucho widoczne na zdjęciu. W drugim peszlu puściłem przewód sterujący, który doprowadziłem pod pojemnik między fotelami. Będę przerabiał to miejsce tak, by powstał jakiś praktyczny schowek, trzymaczka do butelki, jakiś box na drobiazgi, może CB radio, czy lampka do czytania. Zobaczymy co wymyśle, na razie na wszelki wypadek przy okazji poprowadziłem zapas.





























Ten samochód nie przestaje mnie zadziwiać. Okazało się, że na akumulatorze, a dokładnie na złączu przy nim, czekał na mój dodatkowy kabel jeden wolny konektor. Wystarczyło zagnieść końcówkę na kablu, nałożyć na gwintowany bolec i dokręcić nakrętką.



Oczywiście zanim to zrobiłem drugi koniec kabla bardzo dokładnie zaizolowałem, by nie zrobić wybuchu.
Tak przygotowana instalacja poczeka teraz na separator akumulatorów i drugi akumulator. Zanim zacznę wszystko podłączać, muszę jeszcze zrobić dolną część zabudowy technicznej, tej z prawej strony samochodu. Najważniejsze, że teraz mogę spokojnie oklejać zabudowę, a jak wszystko się przyklei i wyschnie, mogę ją zamontować do samochodu, bo główny kabel zasilający już jest położony.


Dzień 7


Tak, wiem, dnia siódmego powinno się odpoczywać. Ale ponieważ u mnie dzień siódmy przypadł akurat w sobotę, to od rana ochoczo wziąłem się do pracy. Dziś krótki kurs oklejania ;).

Po oklejeniu pierwszej części zabudowy, już wiem jakie błędy popełniłem i teraz starałem się ich uniknąć. Przede wszystkim teraz postaram się, by było jak najmniej łączeń na krawędziach. Dlatego postanowiłem okleić całą zabudowę jednym kawałkiem wykładziny.
Najpierw brzeg wykładziny przymocowałem zszywkami do dolnego rantu zabudowy.


































Teraz sprawdzenie, czy wykładzina równo się układa na boku.






















Jest równo, to można teraz wykładzinę odchylić i całą powierzchnię posmarować klejem.























By klej dobrze złapał, zwłaszcza na krawędziach, tymczasowo mocuję wykładzinę zszywkami. Jak klej wyschnie, usuwam zszywki i jest ładnie. Oczywiście co jakiś czas "głaszczę" całą powierzchnię oklejaną, by się lepiej przykleiło.

















Później druga strona, ta górna .....























i na koniec trzecia, ta od strony lewych drzwi przesuwnych.
















Teraz nastąpiła przerwa na browarek, kontemplacja gładkości i ogólny samozachwyt.




Pozytywne motywowanie się do dalszej pracy trwało na tyle długo, że klej wstępnie wysechł i mogłem wyciąć otwory na bakisty.
Kawałki wykładziny które wyciąłem, by niczego nie pomylić, od razu zostały naklejone na odpowiednie dekle.



















Następnie wziąłem się za najbardziej żmudne zadanie, czyli oklejenie wnętrza bakist. Jakoś tak mało zostało mi wykładziny ( kupiłem 6,5 m kw ) i pełen obaw zacząłem wyklejenie. Po trzeciej bakiście już wiedziałem, że wykładziny zabraknie. Przypomniałem sobie wtedy, że została mi jeszcze wykładzina, którą oklejałem zabudowę w Toyocie. A co tam, w środku i tak nie będzie widać różnicy. Nową wykładzinę wyrobiłem do końca, wystarczyła równo na cztery bakisty. Wnętrze ostatniej, piątej, wykleiłem starą wykładziną. Na zdjęciu widać różnicę, ale w świetle naturalnym różnica koloru jest minimalna.








Dziś trochę przegiąłem, bo siedziałem w warsztacie od rana do wieczora. Ale cieszyłem się, że okleiłem całą zabudowę. Jutro będę mógł ją już na stałe zamontować w samochodzie. Czas na nagrodę, czyli otwieram kolejne piwko, chodzę, oglądam, podziwiam i .......


Szlag by to trafił. Zapomniałem okleić tylnej części zabudowy. Żeby było śmieszniej, wyrobiłem całą nową wykładzinę i nie mam dosłownie ani kawałka. Mam starą wykładzinę, ale na zewnątrz będzie widać różnicę w kolorze i będzie kicha.
I tak zamiast w niedzielę zamontować zabudowę do samochodu, w poniedziałek muszę pojechać do sklepu dokupić wykładzinę i może wieczorem skończę oklejanie.


Dzień 8

Chyba nie muszę pisać, co dziś zrobiłem. Tak, tak, po dokupieniu wykładziny okleiłem ostatni bok zabudowy.





























Wiem, że powinienem poczekać, aż klej wyschnie. Ale po prostu nie mogłem się doczekać. Wyjąłem zszywki, wysprzątałem w samochodzie i po przykręceniu pięciu śrubek, zabudowa znalazła się na miejscu :) .




























































A...... bym zapomniał. Kupiłem sobie dziś fajny bajer. To specjalna oprawka na bezpieczniki, przystosowana do przewodu 25 mm. Na razie udało mi się kupić bezpieczniki 80 Amper, mam nadzieję, że wystarczą.





























Będzie trochę przerwy w blogu, bo nie do końca jeszcze wymyśliłem, jak zrobić część techniczną zabudowy.


Dzień 9

Cały czas kombinuję, jak na prawą część zabudowy zmieścić akumulator, separator, przetwornicę, dwie tablice rozdzielcze, kilka gniazd 12 i 230 V, lodówkę, butlę i kuchenkę. A..... no i fajnie by było, jakby jeszcze powstał w tym miejscu jakiś praktyczny stolik.

Po tygodniu kombinowania i szukania różnych rozwiązań, widać światełko w tunelu. Zdecydowałem się na cały system firmy INTELLE. Mam trochę mało czasu, ale pewnie w weekend zaprojektuje schemat połączeń i tablice rozdzielcze do elektryki. INTELLE wykona mi rozdzielnice na zamówienie, dopasowane do moich potrzeb. :)
W efekcie końcowym powstanie coś w tym stylu.

Rozdzielnia główna



Tablica rozdzielcza z zabezpieczeniami automatycznymi kołyskowymi i woltomierzem :)



Oczywiście napisy będą inne, układ obu tablic też, ale generalnie taka jest idea. Z INTELLE biorę również separator akumulatorów i akumulator.

By choć trochę pchnąć prace naprzód, zrobiłem sobie mały bajerek. Po zdjęciu grodzi oddzielającej kabinę od części ładunkowej, pozostała paskudnie wyglądająca od tyłu podsufitka.






























Wymyśliłem sobie taką deskę maskującą, która zasłoni dziury i profil. Dodatkowo zostaną do niej przymocowane haczyki do wieszania kurtek czy ręczników i przymocowany zostanie gruby materiał, który oddzieli kabinę od tyłu samochodu. Dzięki temu zimą łatwiej będzie dogrzać, a latem schłodzić kabinę, a w razie czego będę mógł sobie bez wychodzenia z samochodu, przejść z przodu do tyłu lub odwrotnie.






























Te śruby z nakrętkami wymienię na coś bardziej subtelnego, na razie innych nie miałem.

A tak deska wygląda w widoku z przodu do tyłu.































Dzień 10

Cały czas nie mogę się zdecydować, jak rozmieścić poszczególne elementy części technicznej zabudowy. Problemem jest nie tyle brak pomysłu jak co umieścić, tylko raczej zbyt wiele pomysłów i koncepcji. Po prostu nie mogę się na żadną zdecydować.
Siedzę w samochodzie z miarką i tu zmierzę, tam zmierzę, tu postawię lodówkę, to zaraz ją ustawię w innym miejscu i znowu coś zmierzę. Oczywiście w miedzy czasie zapomniałem wszystkie wymiary z pierwszego obmiaru, to znowu wszystko od nowa mierzę. 
Po dobrej godzinie takiej zabawy się wnerwiłem i stwierdziłem, że czas zrobić coś pożytecznego. 
Na pierwszy ogień poszło zamontowanie oprawy z bezpiecznikiem 80 Amper, przy akumulatorze rozruchowym, na przewodzie, który poprowadziłem do tyłu samochodu. To tak na wszelki wypadek. Jak gdzieś się przetrze kabel i zrobi zwarcie, to spali się bezpiecznik a nie samochód.





























I już znowu miałem zacząć mierzyć i przymierzać, gdy sobie przypomniałem, że Ela kupiła materiał na zasłonę i można wykombinować jak go powiesić. 
Zadanie bardzo ułatwiła mi deska, którą wczoraj przymocowałem między kabiną a tylną częścią samochodu. Trochę poszperałem w swoim magazynku ( a chomik ze mnie straszny i nic nie wyrzucam co kiedyś może się przydać ). Tak znalazłem kawałek rurki PE do przewodów i 3 uchwyty, które zostały mi po jakiejś instalacji. Trzy wkręty, pięć minut i karnisz do zasłonki gotowy :) .





























Na razie prowizorka, ale mniej więcej tak to będzie wyglądać.





























Tu zlitowała się nade mną Ela, zabrała rurkę, materiał i oświadczyła, że na maszynie uszyje mi kieszeń i wykończy brzegi. :)

Ja w międzyczasie przypomniałem sobie, że w moim cudownym magazynku, powinienem mieć krążek samoklejącej taśmy "rzep". Oczywiście znalazła się i dzięki niej rozwiązałem problem mocowania zasłonki na bokach.






















Włochatą część taśmy przykleję do brzegów materiału i wszystko się będzie dobrze trzymać.

Ela dalej szyje, to ja by uciec od kolejnych przymiarek, zrobiłem sobie tylną bakistę.





























Ponieważ Ela nadal szyła, zacząłem znowu mierzyć i przymierzać. No i okazało się, że bakista jest za głęboka. Oprócz tego, że samochód ma być wygodnym camperem, na co dzień służy mi do pracy. Już wcześniej tak wykombinowałem szerokości poszczególnych części, by w przejście wchodziła mi drabina. Na szerokość nadal wchodzi, ale nie wchodzi na długość. Trzeba będzie skrócić bakistę o 10 cm. Ale to już jutro, bo w międzyczasie z dumną miną i zasłonką na rurce przyszła Ela. 
Zasłonka już prawie wygląda jak należy. 





























Trzeba ją tylko jeszcze trochę podciąć na rogach, skrócić i dokleić po bokach taśmy "rzep".

Ciąg dalszy nierównej walki z materią w Era "Microcampera" cz. 2